O trzy tysięczne sekundy
Zbigniew Bródka mistrzem olimpijskim w wyścigu panczenistów na 1500 m. Takiego niezwykłego finału łyżwiarskiego na tych igrzyskach jeszcze nie było.
Wszystko co ważne trwało raptem kilka minut, tyle, ile trzeba, by rozegrać cztery wyścigi. W tym czwartym od końca startował Zbigniew Bródka, niby najsławniejszy strażak-łyżwiarz szybki w Polsce, zdobywca Pucharu Świata zeszłej zimy, ale z tą sławą przesadzać chyba nie trzeba.
Za partnera miał Shaniego Davisa, to jest postać w panczenach ogromna: mistrz olimpijski z Turynu i Vancouver (na 1000 m), wielokrotny mistrz świata. Amerykanin startował od wewnętrznej, co miało spore znaczenie, bo oznaczało, że na finiszu zamieni się torami z Polakiem.
Na tablicy widniał wynik do pobicia: 1.45,22 Kanadyjczyka Denny'ego Morrisona, obok dopisek: nowy rekord toru. W Soczi rekordów świata się nie bije, więc każdy wiedział, że to próg wysoki. Ruszyli, przez dwa okrążenia Bródka i Davis pędzili niemal równo. Panczeny to jest sport dla kibiców lubiących pomiary czasu: w jednej chwili można wiedzieć, z jaką prędkością jadą, ile mają straty lub przewagi względem lidera, ile ułamków sekund dzieli ich od siebie.
Cyferki zmieniają się szybko, chyba lepiej w końcu patrzeć na lód, na niezwykłe tempo jazdy (chwilami ponad 56 km/godz.), słuchać szczęku klap...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta